środa, 28 grudnia 2011

Swieta, swieta i po swietach ... oraz pierwszy kontakt z Waszyngtonem


Otoz zaczne troche z innej beczki. Pamietacie jak pisalam o okolicznym 'klubie bunkers'? W zeszlym tygodniu gdy gralismy w bilarda, DJ puscil taka piosenke i wszyscy wbili na parkiet i tanczyli taki sam uklad. Moi mili znajomi byli na tyle dobrzy, ze dali mi szybki kurs. Fajnie to wygladalo jak caly pub porusza sie tak samo, no jak z filmu nie ma co. Apropo tych wszystkich pubow, klubow itp - oni tu nie uzywaja takich nazw, okreslaja takie miejsca : 'SPORT cafe/ restaurant'.
Co do swiat: ogolnie Amerykanie obchodza je zupelnie inaczej i jedzienie tez jest inne.
1. Wigilia -Xmass Eve - my akurat pojechalismy z familia do siostry hostki. Mlode malzenstwo troche bylo mi zal tego ze tu niektorzy ludzie z zwykla praca moge sobie pozwolic na takie luksusy. No ale idac dalej, nie ma tak jak u nas ze zasiadamy przy stole wszyscy razem, 12 potraw na stole. Tutaj sie podaje 'szwedzki stol', kazdy sobie naklada i siada do stolu. Siostra hostki to poczatkujaca mama i zona, jak sie pozniej domyslilam, przygotwala jakas taka dziwna potrawe, ogolnie tu chyba znana, ale zapomnialam nazwy, jakby posiekane wolowe w ciescie i pieczone w tych lisciach w kukurydzy. Nasz najmlodszy bombel kocha jesc, niestety i jemu potrwa  nie podeszla w smaki co uwidocznil robiac prze kwasna mine po pierwszym kesie. Ale ze gentelman z niego nie maly, wcinal dalej, po czym zoladek odmowil posluszenstwa...no i byla zupa. Host szybko chwycil jakies husteczki, ale niestety zadaniu nie podolal i musial wycofac sie z akcji bo i jego jeszcze bylo by trzeba ratowac.  No to tyle co do kolacji...Po kolacji deser- troche lepszy. I po jakies godzinie wrocilismy do domu zeby rospyac pokarm na reniferow w ogrodki. Dzieci sie spytaly czy na dachu tez moga rozsypac, odpowiedz byla oczywista. Weszlisly do domu no i oczywiscie trzeba bylo zostawic ciastka i mleko dla Santy. Ja czekalam do 12 w nocy zeby isc na amerykanska pasterke. Dziekujac za posiadanie GPS, na pasterke dojechalam cala. Ogolnie byl to kosciol 'zastepczy' bo obok remontowali ten taki tradycyjny, chyba zabytkowy. Wchodzac do kosciola dostalam spiewnik i taka karte na ktorej byl opisany przebieg maszy. Kosciol na pierwszy rzut oka wygladal jak biuro, no ale jakies tam tradycyjne 'elementy' byly zachowane. Oczywiscie zapomnialam ze nie umiem nic wiecej po angielsku podczas mszy powiedziec niz Amen i God Father, tak tez przysluchiwalam sie innym ludzia uczestniczacym. Polskie pasterki jakos mi bardziej sie podobaja, jest bardziej nastrojowo. Moze dlatego ze bylam sama. Moja host familia powiedziala mi ze kiedys bardziej uczestniczyli w zyciu kosciola, ale zaprzestali bo w Stanach jezeli  chodzi o kosciol to chodzi o DUUUUUUUZZZZEEE pieniadze. Ogolnie wszystkie 'imprezy' czy tez inne rzeczy zwiazane z kosciolem w duzej mierze sa tutaj sponsorowane przez kampanie piwowarskie, co mnie bardzo zaskoczylo. Sami pomyslcie gdyby sponsorem slynnego radia M byly Tyskie Browary Ksiazece? ;) Na nastepny dzien podubka planowana o 6. Niestety jakos dziwnie nastawilam budzik i dzieci obudzili mnie o 6.07. Gdy zeszlam na dol i zobaczylam ta fure prezentow przez 3 minuty 'kopara mi opadla'.

Caly salon-a jest duzy zawalony prezentami. Jakbym policzyla wszyteki prezenty ktore dostalam w zyciu nie wiem czy by byla tego chociaz polowa co widzialam po choinka. Rozpakowywanie trwalo 2 godziny - w Polsce max 6 minut. Do teraz w garazu czeka 8 worow samych papierow. Ja dostalam kupe prezentow rowniez, ale bylam w takim szoku ze prawie nic nie mowilam.  Czesc prezentow jest od Santy, a czesc od Dad, Mum , Boys, Auntie itpppp tutaj rowniez przy podpisie prezentu dla kogo kazdy pisze od kogo. Oczywiscie ja nie napisalam ale kazdy wiedzial ze odemnie- zawsze mogly byc od Santy - ale on tez sie podpisal. No i tradycja skarpet bardzo mi sie spodobala w wcale nie bylo w niej malo. Bo skarpeta duza. To duzo wlazlo ;) Pozniej zjedlismy sniadanie tez cos ala szwedzki stol i pozniej obiado kolacje na ktorzy przyszli jeszcze inni znajomi. Ogolnie bylo milo ale to nie to samo :P Co to za swieta bez szledzia?

Na drugi dzien- wlasnie oni tu nie maja 2go dnia swiat, ale kazdy ma 1dzien off po Xmass Day. Ja akurat wybralam sie do pieknej stolicy- Waszyngtonu. W ten dzien bylo bardzo malo ludzi. A ogolnie to sie zdziwilam ilu bezdomnych tam jest, ktorzy spia pod pomnikami itp. Dostalam sie tam samochodem ze znajoma z woodbridge itp. Droga okolo 40 minut z Leesburgu, ale 2 krotnie trzeba bylo placic za bramki. Koszt takiej bramkowej imprezy to ok 10 dolcow. Gdy dojechalismy poszlismy zobaczyc Bialy Dom, choinke ktora nie byla wcale taka piekna. Lepsza byla ta pod kapitolem, no i kapitol i ten slynny Olowek.Odleglosc od tych wszytskich ciekawych miejsc jest niewielka i fajnie sie spaceruje po DC. Miasto jest dobrze opisane, raczej nie ma sie jak zgubic a metro zabierze nas do scislego centrum. Miasto zrobilo na mnie wrazenie, wszedzie jest tak czysto i ladnie. Budynki ogromne jak wszedzie. Po tzw city tour w przyspieszonej wersji pojechalismy do Arlington, weszlismy do jednego z okolicznych ,sports cafe'. Bylo nas 4, ale rozmawialismy po ang. bo nasi znajomi nie znaja polskiego, oni sobie zamowili piwo - o ile to piwem mozna nazwac bo kolo naszego piwa to nie stalo, ja zamowilam sok. Ale mi mowia "Klaudia skosztuj naszego piwa, 'magic' cos tam sie nazywalo". No to mowie ok zrobie lyka, trzeba sprobowac jak smakuje. Ja nie moge spozywac alkoholu w USA bo jestem nie pelnoletnia. No i zgadnijcie kto w tym momencie wchodzi do pubu? POLICJA!

Ja spanikowalam i zaczlam nawijac po polsku, a wlasciwie po slonsku(kaj je kibel?!)gdzie jest lazienka, nikt mnie nie rozumial. Ucieklam do lazienki, bo sie balam ze mnie wylegitymuja i ze nie mam 21 i ID to mnie deportuja. HAHAH juz sie widzialam w samolocie do Polski...POWAZNIE, cala sie trzepalam! Po chwili kolezanka przyszla do mnie do ubikacji co sie dzieje i co to za szopke odwalam. Okazalo sie ze panowie policjanci przyszli sobie zjesc, i raczej nie chodza po pubach sprawdzac kto ma ile lat. Ale na orientation nastraszyli nas deportacja no i widzicie. Tym sposobem znajomi mieli ze mnie polew ale naszczescie wrocilam do lozka cala zdrowa i bez kajdanek na rekach...Ogolnie bardzo zadko tu ogladam tv, prawie wcale ale mowie trzeba to przeleciec co tu maja, ponad 2000 kanalow po 100 juz mi sie odechcialo i zostalam na KEVINIE  :D No jak to swieta bez Kevina? To sie nie da!  No to tyle z ostanich dni...AHOJ!
( swietowanie po amerykansku w kevinie bylo pokazane niemal identyczne jak ja je widzialam momi oczami w tym roku )

PS: Sniegu jak nie bylo tak nie ma!

wtorek, 20 grudnia 2011

Ogolnie rozpoznanie po terenie analizy i statystyki :D

Co tam u mnie? Ogolnie codziennie jeste zajeta czym. Gdy mam wolne biore auto- ktore niestety bardzo duzo pali, no ale co zrobic. Jezdze na bilarda do tego klubu Bunkers,kina, silowni, sklepow, kawiarni albo do inncych miejsc zwiedzac okolice. Co juz zawuazylam ostanio amerykanie KOCHAJA swoj sport narodowy jakim jest football amerykanski. W tym klubie wlasnie Bunkers, gdzie nie odworcisz glowy sa takie meeeeeeeeeeeegaaa duze telewiozory i 24/7 leci co? football! Polowa ludzi nosi koszulki z numerami ulubionych zawodnikow, lub z swoimi imionami, ogolnie moja okolica kibicuje RED SKINS. Co do knajp i wychodzenia. Tutaj mozna miec 0.7 promila alkoholu, co mnie zainteresowao bo praktycznie wszyscy przyjezdzaja autem i pija po kilka piw, lub zamawiaja w dzbankach. Przecietnie piwo ma tutaj 4- 4.5 % alk.  Wodka jest tu malo popularna, wszyscy raczej pija piwo. Nawet moj host, gdy dostal zubrowke i mowie ze w Polsce sie to pije z sokiem jablkowym byl lekko zaskoczony. Dostal rowniez od sasiadkow Polakow butelke zoladkowej gorzkiej, ktorzy mu powiedzieli ze to jest wodka deserowa....ahhh rodacy. ;)

Co do jazdy: wszedzie trzeba jezdzic autostradami, ogolnie jazda jest prosta dopoki sie jedzie dobra droga, bo pozniej jest trudno zawrocic. Ile ja juz benzyny zmarnowalam na moje pomylki. GPS to jest tutaj obowiazek. Ogolnie drogi sa 3 razy szersze, auta 2 razy wieksze. Swiatla wygladaja troche inaczej, bo sa jakby na przeciwnej stronie drogi. Ogolnie maja rowniez takie cos, ze jak masz czerwone swiatlo a chcesz skrecic w prawo i nic nie jedzie mozesz jechac. Kierowcy sa bardzo mili, nie trabia, przepuszczaja, jak sa jakies zwezenia czy pas wlanczajacy sie do ruchu wszyscy poruszaja sie  na 'zakladke'. Ile razy stajac pierwsza na pasie do jazdy prosto, mnie przepuszczali na inny pas zeby nie nadrabiac km - kochany gps. w Polsce to bym juz miala oklepane dawno.  Parkingi sa bardzo duze, miejsca do parkowania dosc nawet na tego mojego byka. Co do paliwa - placimy za galon - ponad 4 litry, i jezeli masz karte znizkowa jets pare centow taniej - a cena to okolo 3.29 $. Roznica jest taka, ze sie musisz sama obsluzyc, bo nikt ci tu nie pomoze, najpierw 'placimy' czyli skanujemy odpowiednie karty platnicze/kredytowe/znikowe i pozniej tankujemy. Ogolnie jak pierwszy raz sama tankowalam troche mi to czasu zajelo, bo mam dlugi samochod i wielki i braklo mi tego 'kabla' po czym odejchalam kawalek i znowu musialam wszystko skanowac. Ale juz mniej wiecej kminie to nie jest zle. Na codzien nie musimy uzywac swiatel - tylko zmokiem i noca. Ale powiem szczerze ze trudno o tym pamietac, bo raz jechalam do sklepu bez swiatel w nocy, bo drogi sa tak oswietlone ze w sumie nie widac czy sie ma swiatla czy nie ;p A no i warto wspomniec ze jak chcesz sobie jechac na stacje dopompowac powietrze do opon , musisz placisz!Ostatnio bylysmy w potrzebie i taka impreza przy szybkich obrotach kosztowala okolo 2 $.

Czas: nie mam problemu z przestawieniem sie z pl na amerykanski czas, czasami wieczorem szkoda ze nie mozna pogadac z Polsza, ale z drugiej strony motywuje to do robienia czegos innego wieczorami niz siedzeniem w pokoju, a czas na rozmowy trzeba znalezc w innej czesci dnia. Co do rozmow i lini telefonicznych tutaj jest tak ze placisz za kazdy naliczona minute odebranych polaczen i wychodzacych -malo kto o tym wie, ale to jest bez sensu ale jak ktos sobie wykupi nieograniczony abonament minut to w sumie go to nie interesuje - koszt miesieczny okolo 50$.

Jezeli chodzi o jedzienie: osobiscie mi nie smakuje. Woda jak z basenu jakby chlorowana - oni tu normalnie taka pija. Amerykanskie produkty, sa sztuczne napompowane, dla moich slaskich kubkow smakowych wszystko jest za slodkie lub za slone. Przez pierwszy tydzien mialam wstret do jedzenia, brzuch mnie bolal 4 dni. Ogolnie takie rzeczy jak owoce i warzywa smakuja ogolnie tak samo - tyle dobrze.  Jak bylismy na miescie, to zamowilam cos z menu dla dzieci - u nas to jest odpowiednik normalnej porcji w Polsce. Jezeli sie zamowi cos z kuchni nieamerykanskiej czyli tex mex itp powinno byc dobre. Ogolnie wszystkie imprezy w domu sa nastawione na jeeeeeeeeeeedzeeenieee, kazdy cos przynosi, gospodarz tez przygotowuje- dla mnie to jest bardzo nudne, na ostatni xmas party wytrzymalam z bieda godzine.


Mania wielkosci i ilosc: jak juz wczesniej wspomniala amerykanie uwiebiaja duuuuuuuuuuzooooo . Przecietny amerykanin na 2 razy wieksza lodowke niz europejczyk. Co wiecej ma w piwnicy zestaw lodowek i zamrazarek gdzie trzyma zapasy. Dzieci maja po 3 tony zabawek. Prezenty swiateczny kupuja tez w tonach. Auta musza byc conajmiej raz wieksze niz europejskie. Na wiekszosci samochow mozemy zauwazyc znak EL.. co znaczy ze jest to wersja wieksza, wydluzana. Choinki - musza byc najwieksze, najdrozsze i najlepsze. Ozdoby swiateczne: mozemy zobaczyc balwana na sciagczu, spiewajacego refnirefa, a domy wygladaja jak tiry z Coca coli. Na tym sie nie konczy, bo nie dosc ze caly dom jest ostwielony i ozdobiony to w srodku kazdy slup, schodek sciana musi byc ozdobiona.  Mania ilosc tyczy sie jedzenia rowniez o ktorym wspomnialam wczesniej. Budynki i drogi tez sa duuuzooo wieksze, na pocztku dziwne uczucie. Apropo swiatecznych obyczajow: kartki - tutaj duzo rodzin robi sobie wlasne kartki ze zdjeciami, i kazdy wysyla minumium 30 kartek! Obled! W sklepach mozemy kupic kartke dla kazdego czlonka rodziny osobno. Kartki ktore dostalismy przewaznie wieszane sa na drzwiach.


Ludzie sa bardzo uprzejmi i pomocni. Nie mialam jeszcze zadnej przykrej sytuacji. Kazdy zaraz poznaje ze nie jestem stad i zadaje duzo pytan , w okolicy bardzo dobrze reaguja na slowo Poland i Polish. Zauwazylam ze tutaj ludzie sa czesto bardziej bezinteresowni w pomocy niz w Polsce, tak jakos milej czasami. Na poczatku caly czas myslalam ze cos nie wypada itp ze glupio a tutaj nikt tak nie mysli. Kazdy jak cos chce to to robi i mowi otwarcie. Narazie wszyscy sa pomocni, szczegolnie moja host familia, lub znajomi starej au pair, ktorych poznalam, czy polscy sasiedzi.


Na zakonczenie powiem ze pieniadze sie tu wydaje bardzo przyjemnie i latowo. Prosze o wybaczenie za nieuzywanie polskich znakow, ale wiekszosc juz wie, ze pech mnie nie opuszcza, i moj laptop ktorego ostania rate splacilam przed wylotem, wczoraj umarl. Hosci udostepniaja mi laptopa;) Sylwestra spedzamy w Waszyngtonie, relacje niedlugo!

Zdjecia wgram w miare mozliwosci! 

Pozdrowienia!

czwartek, 15 grudnia 2011

USA vs Egipt

Co mnie wkurza w USA? To to że tu jest troche jak w Egipcie. Idziesz sie zapisać na głupią siłownie to nie ma że masz cennik, tylko jakies wciskanie wszystkiego co sie da i słynne "GOOD PRICE FOR U" - kto był w krajach typu Egipt, Maroko itp wie o co kaman.
Przykładowo  sieć siłowni znana w całych stanach - LA Fitness.


Idziesz sie zapisać w Polsce :
 przeważnie płacisz za karte ok 20 złotych i miesięcznie wykupujesz karnet lub jakoś kwartalnie jak kto woli.
Tutaj idziesz sie zapisać: na początku mnie oprowadzili, i skorzystałam z sesji zumby - było ok. Wracasz do takiego biura - gdzie sa niby tacy ' przedstawiciele' którzy zrobią good price for u...eheeeeee. I co sie okazuje ze za membership musisz zapłacić 200 baksów po czym mówie ze to jest za expensive po czym twardo Pan Konsultat Słaby Aktor Brooke daje good price for me, po czym te good price jest jeszcze za expensive po czym jeszcze jedno good price for mi ale musisz sie juz zapisywać, po czym mowie ze nie mam konta jeszcze, i wróce jutro, ale mam być świadoma że jutro może nie być good price for me. Po czym wracam tommorow i co? Good price for me nie jest możliwe, Brooke uciekł do domu, a menager mnie przepraszał i zmniejszył miesiączną kwote, a membership jest stały dla każego czyli 99.99 $ - a nie 200$ ani nie 49.99$.  Poszłam się przebrać, i niby że JA jestem taka wyjątkowa, bd miała rozgrzewke z SPECIALNYM  trenerem itp itd który wyglądał tak:

 Idąc dalej, wziął mnie do takiego pomieszczenia z piłkami ważycymi po 3 i 4 kilo, hantlami ,po czym dołączyło 3 gości - widać ze juz trenowali pare lat i 2 kobiety też juz dosyć umięśnione. I zaczęła się '10 minutowa rozgrzewka', a jak potem okazało się był to 40 minutowy trening tych właśnie pozostałych osób... Opuszczając sale tortur poszłam sama ćwiczyć, później zlokalizowałam jacuzzi, basen i saune. Po czym zadzwoniłam do kilku znajomych( wszystkie numery mam po starej au pair) i dowiedziałam się, że w okolicznym clubie - Bunkers są zawody w BEER PONG'a.


Na pozór może się ta gra wydawać banalnie prosta, co prawda zasady są dosyć łatwe ale gdy sama wziełam udział mina mi zrzedła bo na początku moj rywal cały czas mnie ogrywał ale na koniec bylo 2 do 3(ja) ale ostatecznie on wygrał. Najlepsze było to, że każdy odrazu widział że 1szy raz w to gram i powórka z rozrywki, wokół zebrało sie 4 trenerów i mi tłumaczyli jak mam tym rzucać. Poźniej troche pograliśmy w bilarda i pojechałam do domu;)




niedziela, 11 grudnia 2011

Wycieczka po NYC

Jak wcześniej wspominałam lało jak nie wiem. Z Top of The Rock widzieliśmy morze mgły, tyle dobrze że światła na Time Sq. nie pogasły ;)



 Sufit windy w Top of the Rock






No i wreszcie...



Ogólnie jest świetnie! Ich obecna, a właście ex au pair pokazała mi okolice i ich znajomych. Przekazała dużo przydatnych informacji. Odziedziczyłam w spadku różne znizkowe karty .
Byłam z nią z miejscowym pubie/klubie, trudno okreslić co to właściwie było. Poznałam mase jej znajomych, ale szczerze mówiąc mój mózg nie nadążał za archiwizacją wszystkich imion. Poźniej odwiozłam ją do znajomych, gdzie zaprosili mnie do środka, gdzie była taka amerykańska domówka, ale zmyłam się wczęsniej, bo jestem tu 2 dzień więc wiadomo :P  Ogólnie wyglądało to tak że siedziałam na fotelu i wokół mnie zrobiło się kółeczko( nowy obiekt w mieście) i sie wypytywali o różne rzeczy, udzielali rad - przy okazji kłócąc sie ze soba kto ma racje, albo tłumaczyli mi różne zwroty których nie rozumiem tj red neck's - jest to grupa amerykanów którzy maja takie inne jakby flagi : 
  i wśrod znajomych znalazł się jeden, który mi to wytłumaczył dlaczego tak. Ogólnie ci ludzie lubią muzyke coutry i polowanie. Virginia to dość zalesiony stan, z tego względu jest dużo zwierzyny, a polowanie jest tutaj normalne. Broń można kupic w specialnych 'hipermarketach'. A ustrzelenie Jelenia staje się normą. 


Idąc dalej, poznajemy termin wigger (biały udajacego czarnego rapera)- czyli white nigger(czarni raperzy) , o których jest głośno na amerykańskich demotach :


Idąc dalej poznajemy 23 letnią dziewczyne, bardzo miłą, pracuje sobie w Targecie, i jeździ takim sobie Suv'em wartym około 50 tyś dolarów. Pozatym wynajmuje dom, 3000$ miesięcznie za wynajem, który jak mówi chce zmienić, zeby być bliżej pracy. Nasuwa się pytanie...ILE ONI TU ZARABIAJĄ?!?!



Kolejny pacjent to taki typowy amerykanin, przewodnik stada, właściciej mieszkania , gdzie odbywają się domówki. Na mnie mówi 'litle POLAK girl' . Gdy siedzi w pubie, i nagle słyszłysz że wrzeszczy "sociallll" musisz podnieść szklane i wzieść toast ze wszystkimi. Aaa apropo picia...piwo jest za dolca - ale to chyba w specialnie dni, bo w NYC było za 5$, a jeśli pijesz wode mineralną nie płacisz nic, także jak narazie moje wypady kosztowały 0$ .




Kolejny osobnik to tzw wujek dobra rada. Krewny tego wigger'sa . Daje każdemu rady co i jak, bo jak on to mówi wie o co chodzi w te gry, ma swoje late a on już z tym skończył. Rad mi również udzielał. 



Co prawda byłam troche szarą myszką wśród tych znajomych i po 1szym spotkaniu wszyscy myśleli że już do nich nie wróce. I gdy ich zaskoczyłam moją obenością wszyscy zaczeli opowiadać że się bali o mnie, że sie ich wystraszyłam i sie bardzo cieszą;)



A tak nawiasem mówiać tatuaż tutaj to jak kolczyk w uchu.  
A apropo kolczyków, jedna ze znajomych tej au pair na pożeganie pojechala właśnie sobie takowy nabyć, myśląc że jadą na zakupy zabrałam się z nimi. Oto salon gdzie możesz przyjść walnąc se tatuaża za 10 baksów albo sie przekuć:

No..i to chyba na tyle ;)

sobota, 10 grudnia 2011

ogłoszenia

Z ogłoszeń to tyle, że prawdopodobnie zostawiłam kabel do aparatu w hotelu i narazie fotek z NYC nie będzie. Drugie ogłoszenie to takie że moja poczta :barmana05 nie działa i nie moge sie na nią zalogować.

Co do reszty wszystko jest wypaśnie, nawet lepiej niż sie spodziewałam. Jestem tu dwa dni a czuje sie jakbym była miesiąc. Jeżdze już autem, znam okolice i grupe ludzi. Dalszy ciąg ilustracji i epikryzjii nastąpi poźniej ;)

środa, 7 grudnia 2011

Jesteśmy w NYC!

Pierwsza wrażenie? Nie do opisania... Kiedy ktoś mówił, że tu nawet powietrze jest inne, jakos nie idzie sobie tego wyobraźić...będąc na miejscu słowa nabierają znaczenia. Podróż w sumie zleciała( nie licząc faktu że po wypiciu 0.7 l kawy czułyśmy się troche otumanione), ciesze się że tym razem lecieliśmy Lufthansam -mega wypas. W samolocie była grupa amerykańskich bokserów(bardzo pomocnych w tachaniu walizek) i reszta świata.

Lot nad Nowym Jorkiem był dość nietypowy:





w oczekiwaniu na odprawe :



Po odprawie( stresu zero), czekamy na bagaże, poźniej na taxe- pierwsze kroki w Nowym Jorku - aż sie płakac chciało. Po przyjeździe do hotelu dostaliśmy koszulki, karty i informacje dot kolejnych dni. Pierwszy problem : po otwarciu drzwi magiczna karta, drzwi były zablokowane od środka. Ja stoje o 12 w nocy po 24 h na nogach na korytarzu z 3 tachami i pukam, pukam, pukam...aż wkoncu jedna z współlokatorek(wszystkie spały jak zabite)  zlitowała sie otworzyć. W pokoju jestem w Meksykanką - Pati, i Jenifer, z Kostaryki. Na miejscu jest nas ponad 80, 75% to niemki, reszta to mieszanka z całego świata: polska, chorwacja, uk, walia, korea, taiwan, pakistan, irak, dominikana, holandia, szwecja, hiszpana,kanada, austria, czechy, kolumbia ...Jedna najbardziej zaskakująca różnica kulturowa to to że, dziewczyny z Afryki Południowej na przywitanie całują się w usta...-no własnie :P.
Szkolenie jak dotąd bardzo fajne i śmieszne! Jak narazie wiekszość czasu spędzamy z $andee - która przytacza mase śmiesznych informacji na temat au pair.

Jak narazie wszystko mnie tu zaskakuje, pozytywnie. Co chwile sie wzruszam ze szczęścia. !

Dziś wieczorem jedziemy zwiedzać NYC ;)







czwartek, 24 listopada 2011

Flight Details - przygodę czas zacząć !

    Otrzymałam szczegóły lotu: Polską rzeczywistość opuszczamy 5 grudnia w godzinie 14:00, Amerykańską ziemię witamy tego samego dnia o godz 20:30.
Z Wawy lecimy we 3, w Frankfurcie dołączają do nas niemki i szwedki - sztuk 5 i razem uderzamy na Orientation.



Flight Legs

Flight date: 05 December 2011
Departure airport:Warsaw Arrival airport:Frankfurt
Flight and airline: Lufthansa
Check-in time: 12:00
Departure time: 05-Dec-2011 at 14:00 Arrival time: 05-Dec-2011 at 16:00

Connecting Flight

Flight date: 05 December 2011
Departure airport:Frankfurt Arrival airport:New York (Kennedy), NY
Flight and airline: Lufthansa
Departure time: 05-Dec-2011 at 17:30 Arrival time: 05-Dec-2011 at 20:30




Traveling to Washington
Thu 8-Dec-11

New York (JFK)
Depart 7:45 pm
Terminal 3
 to  Washington (IAD)
Arrive 9:14 pm
215 mi
(346 km)
Duration: 1hr 29mn 


Za jakiś czas trzeba się w końcu zacząć się pakować, impreza pożegnalna zaliczona -  nic ino sie stąd brać ;) Do następnego - już z USA !!!