środa, 28 grudnia 2011

Swieta, swieta i po swietach ... oraz pierwszy kontakt z Waszyngtonem


Otoz zaczne troche z innej beczki. Pamietacie jak pisalam o okolicznym 'klubie bunkers'? W zeszlym tygodniu gdy gralismy w bilarda, DJ puscil taka piosenke i wszyscy wbili na parkiet i tanczyli taki sam uklad. Moi mili znajomi byli na tyle dobrzy, ze dali mi szybki kurs. Fajnie to wygladalo jak caly pub porusza sie tak samo, no jak z filmu nie ma co. Apropo tych wszystkich pubow, klubow itp - oni tu nie uzywaja takich nazw, okreslaja takie miejsca : 'SPORT cafe/ restaurant'.
Co do swiat: ogolnie Amerykanie obchodza je zupelnie inaczej i jedzienie tez jest inne.
1. Wigilia -Xmass Eve - my akurat pojechalismy z familia do siostry hostki. Mlode malzenstwo troche bylo mi zal tego ze tu niektorzy ludzie z zwykla praca moge sobie pozwolic na takie luksusy. No ale idac dalej, nie ma tak jak u nas ze zasiadamy przy stole wszyscy razem, 12 potraw na stole. Tutaj sie podaje 'szwedzki stol', kazdy sobie naklada i siada do stolu. Siostra hostki to poczatkujaca mama i zona, jak sie pozniej domyslilam, przygotwala jakas taka dziwna potrawe, ogolnie tu chyba znana, ale zapomnialam nazwy, jakby posiekane wolowe w ciescie i pieczone w tych lisciach w kukurydzy. Nasz najmlodszy bombel kocha jesc, niestety i jemu potrwa  nie podeszla w smaki co uwidocznil robiac prze kwasna mine po pierwszym kesie. Ale ze gentelman z niego nie maly, wcinal dalej, po czym zoladek odmowil posluszenstwa...no i byla zupa. Host szybko chwycil jakies husteczki, ale niestety zadaniu nie podolal i musial wycofac sie z akcji bo i jego jeszcze bylo by trzeba ratowac.  No to tyle co do kolacji...Po kolacji deser- troche lepszy. I po jakies godzinie wrocilismy do domu zeby rospyac pokarm na reniferow w ogrodki. Dzieci sie spytaly czy na dachu tez moga rozsypac, odpowiedz byla oczywista. Weszlisly do domu no i oczywiscie trzeba bylo zostawic ciastka i mleko dla Santy. Ja czekalam do 12 w nocy zeby isc na amerykanska pasterke. Dziekujac za posiadanie GPS, na pasterke dojechalam cala. Ogolnie byl to kosciol 'zastepczy' bo obok remontowali ten taki tradycyjny, chyba zabytkowy. Wchodzac do kosciola dostalam spiewnik i taka karte na ktorej byl opisany przebieg maszy. Kosciol na pierwszy rzut oka wygladal jak biuro, no ale jakies tam tradycyjne 'elementy' byly zachowane. Oczywiscie zapomnialam ze nie umiem nic wiecej po angielsku podczas mszy powiedziec niz Amen i God Father, tak tez przysluchiwalam sie innym ludzia uczestniczacym. Polskie pasterki jakos mi bardziej sie podobaja, jest bardziej nastrojowo. Moze dlatego ze bylam sama. Moja host familia powiedziala mi ze kiedys bardziej uczestniczyli w zyciu kosciola, ale zaprzestali bo w Stanach jezeli  chodzi o kosciol to chodzi o DUUUUUUUZZZZEEE pieniadze. Ogolnie wszystkie 'imprezy' czy tez inne rzeczy zwiazane z kosciolem w duzej mierze sa tutaj sponsorowane przez kampanie piwowarskie, co mnie bardzo zaskoczylo. Sami pomyslcie gdyby sponsorem slynnego radia M byly Tyskie Browary Ksiazece? ;) Na nastepny dzien podubka planowana o 6. Niestety jakos dziwnie nastawilam budzik i dzieci obudzili mnie o 6.07. Gdy zeszlam na dol i zobaczylam ta fure prezentow przez 3 minuty 'kopara mi opadla'.

Caly salon-a jest duzy zawalony prezentami. Jakbym policzyla wszyteki prezenty ktore dostalam w zyciu nie wiem czy by byla tego chociaz polowa co widzialam po choinka. Rozpakowywanie trwalo 2 godziny - w Polsce max 6 minut. Do teraz w garazu czeka 8 worow samych papierow. Ja dostalam kupe prezentow rowniez, ale bylam w takim szoku ze prawie nic nie mowilam.  Czesc prezentow jest od Santy, a czesc od Dad, Mum , Boys, Auntie itpppp tutaj rowniez przy podpisie prezentu dla kogo kazdy pisze od kogo. Oczywiscie ja nie napisalam ale kazdy wiedzial ze odemnie- zawsze mogly byc od Santy - ale on tez sie podpisal. No i tradycja skarpet bardzo mi sie spodobala w wcale nie bylo w niej malo. Bo skarpeta duza. To duzo wlazlo ;) Pozniej zjedlismy sniadanie tez cos ala szwedzki stol i pozniej obiado kolacje na ktorzy przyszli jeszcze inni znajomi. Ogolnie bylo milo ale to nie to samo :P Co to za swieta bez szledzia?

Na drugi dzien- wlasnie oni tu nie maja 2go dnia swiat, ale kazdy ma 1dzien off po Xmass Day. Ja akurat wybralam sie do pieknej stolicy- Waszyngtonu. W ten dzien bylo bardzo malo ludzi. A ogolnie to sie zdziwilam ilu bezdomnych tam jest, ktorzy spia pod pomnikami itp. Dostalam sie tam samochodem ze znajoma z woodbridge itp. Droga okolo 40 minut z Leesburgu, ale 2 krotnie trzeba bylo placic za bramki. Koszt takiej bramkowej imprezy to ok 10 dolcow. Gdy dojechalismy poszlismy zobaczyc Bialy Dom, choinke ktora nie byla wcale taka piekna. Lepsza byla ta pod kapitolem, no i kapitol i ten slynny Olowek.Odleglosc od tych wszytskich ciekawych miejsc jest niewielka i fajnie sie spaceruje po DC. Miasto jest dobrze opisane, raczej nie ma sie jak zgubic a metro zabierze nas do scislego centrum. Miasto zrobilo na mnie wrazenie, wszedzie jest tak czysto i ladnie. Budynki ogromne jak wszedzie. Po tzw city tour w przyspieszonej wersji pojechalismy do Arlington, weszlismy do jednego z okolicznych ,sports cafe'. Bylo nas 4, ale rozmawialismy po ang. bo nasi znajomi nie znaja polskiego, oni sobie zamowili piwo - o ile to piwem mozna nazwac bo kolo naszego piwa to nie stalo, ja zamowilam sok. Ale mi mowia "Klaudia skosztuj naszego piwa, 'magic' cos tam sie nazywalo". No to mowie ok zrobie lyka, trzeba sprobowac jak smakuje. Ja nie moge spozywac alkoholu w USA bo jestem nie pelnoletnia. No i zgadnijcie kto w tym momencie wchodzi do pubu? POLICJA!

Ja spanikowalam i zaczlam nawijac po polsku, a wlasciwie po slonsku(kaj je kibel?!)gdzie jest lazienka, nikt mnie nie rozumial. Ucieklam do lazienki, bo sie balam ze mnie wylegitymuja i ze nie mam 21 i ID to mnie deportuja. HAHAH juz sie widzialam w samolocie do Polski...POWAZNIE, cala sie trzepalam! Po chwili kolezanka przyszla do mnie do ubikacji co sie dzieje i co to za szopke odwalam. Okazalo sie ze panowie policjanci przyszli sobie zjesc, i raczej nie chodza po pubach sprawdzac kto ma ile lat. Ale na orientation nastraszyli nas deportacja no i widzicie. Tym sposobem znajomi mieli ze mnie polew ale naszczescie wrocilam do lozka cala zdrowa i bez kajdanek na rekach...Ogolnie bardzo zadko tu ogladam tv, prawie wcale ale mowie trzeba to przeleciec co tu maja, ponad 2000 kanalow po 100 juz mi sie odechcialo i zostalam na KEVINIE  :D No jak to swieta bez Kevina? To sie nie da!  No to tyle z ostanich dni...AHOJ!
( swietowanie po amerykansku w kevinie bylo pokazane niemal identyczne jak ja je widzialam momi oczami w tym roku )

PS: Sniegu jak nie bylo tak nie ma!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz